Dlaczego nie mówimy o tym,co nas boli?

Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie?
Budować ściany wokół siebie - marna sztuka
Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczą
Czasami tylko tego pragnę, tego szukam

Na miły Bóg,..
Życie nie tylko po to jest, by brać
Życie nie po to, by bezczynnie trwać
I aby żyć siebie samego trzeba dać

Problemy twoje, moje, nasze boje, polityka
A przecież każdy włos jak nasze lata policzony
Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień, niech rzuci
Daleko raj, gdy na człowieka się zamykam

Na miły Bóg,..
Życie nie tylko po to jest, by brać
Życie nie po to, by bezczynnie trwać
I aby żyć siebie samego trzeba dać ( Tolerancja S.Soyka)

Staszek Soyka zadaje na początku tego tekstu bardzo ważne pytanie, które co chwila wybrzmiewa na nowo. No właśnie, dlaczego nie potrafimy mówić o tym co nas boli?Odpowiedzi jest tyle ile osob na ziemi, ale można wyróżnić w tej kwestii kilka najważniejszych tendencji.

 W wielu przypadkach jest to spowodowane tym,że bolesne sprawy są jakąś kombinacją niezidentyfikowanych uczuć, zaprzeczeń ukrytych w podświadomości. Bardzo często po prostu czujemy,że coś jest nie tak ale nie potrafimy tego nazwać. Jak więc wtedy stanąć przed drugą osobą i nazwać to i wyrazić? Z drugiej jednak strony budowa ściany wkoło siebie nie pozwala nam wyjść z naszej strefy bezoieczeństwa, by nauczyć się nazywać to co w nas jest, by otworzyć się się na to,że druga osoba może pomóc nam wypowiedzieć nasz ból. Bardzo boimy się sytuacji,kiedy staniemy,przed drugim i będziemy stać w milczeniu, bo może zagubienie i pustka w głowie nie pozwala poukładać myśli.Nakładamy na siebie jakiś konkretny wzór zachowania, wymagania czasem ponad siły. Jeśli nie potrafimy sprostać temu, wycofujemy się z relacji, bo tkwi w nas przekonanie,że jeszcże nie zasłużyliśmy,że jeszcze nie jestem tak dobry,zeby byc przyjacielem, czy kimś ważnym dla kogoś. W dzisiejszych czasach mamy do czynienia wręcz z kultem tego co przyjemne wraz z wykluczeniem tego co trudne, wymagające wysiłku. Mamy problem ze słuchaniem innych, bo ich cierpienia przypominają nam o tym co w nas jest jeszcze nie uporządkowane.Chcielibyśmy znaleźć jakąś drogę na skróty, byleby za wszelka cenę uniknąć cierpienia.Paradoksalnie wtedy ładujemy się w jeszcze większe bagno i ból jest intensywniejszy. Emocje mają to do siebie,że są pewną informacją dla nas, taką kontrolką dla naszego organizmu i one nie odejdą jeśli nie przyjmiemy ich i nie wysłuchany tego co mają nam do powiedzenia. Odrzucanie ich, udawanie za wszelką cenę,że nic się nie stało nie ma więc sensu,bo jak się je wywali drzwiami to wrócą oknem. Nie zakłamujmy rzeczywistości, wmawiając sobie,że jest wszystko w porządku kiedy nie jest. To czego nam najbardziej brakuje to więzi, ale nie opartych tylko na zachwycie tym,co jest w kimś piekne i szlachetne. Rzeczywiscie prawdziwe więzi są możliwe tylko wtedy, kiedy komuś oddamy to, co w nas najsłabsze. 
Ile razy wściekamy sie na innych,że nie odgadli naszych potrzeb, stale stajemy w postawie roszczeniowej,bo chcemy by ktoś zaspokoił nasz głód, jednocześnie nie wpuszcając go na krok w swiat naszych słabości. Nie łudźmy się,że trwanie w takiej postawie cos zmieni. Wtedy traktujemy kogoś instrumentalnie, bo chcemy brać, a nie potrafimy dać. Co się wtedy dzieje? Jesteśmy wtedy drażliwi na kazdy przejaw niedoskonałości u kogoś, bo nie uporzadkowalismy czegoś w naszym wnętrzu. 
Boimy się prawdy, bo bardzo często ona kojarzy nam się z brutalnością przekazu. Wpadamy w skrajności, zapominając,że prawdą można zabić jesli jest ona pozbawiona miłości, a miłość bez prawdy prowadzi w ślepy zaułek sentymentalizmu i płytkich wzruszeń, do euforii,z której szybko się spada. 

Ciekawie ujął to Ojciec Adam Szustak, mówiąc,że nasze upominanie, mówienie prawdy drugiej osobie jest nieskuteczne dlatego,że my tym upomnieniem dosłownie lub podświadomie oddzielamy się od innych. Dajemy drugiej osobie komunikat( czesto nieświadomie)jak to w sobie ogarniesz, jak będziesz lepszy, to wtedy wróć, teraz nie dam rady być przy Tobie i nie chcę Ci pomóc nieść Twoich słabości. Nie zawsze jest to dystans dosłowny, częściej jest to dystans emocjonalny. Mówimy prawdę komuś jednoczęśnie karmiąc go chłodem emocjonalnym, jakbyśmy chcieli w ten sposób go ukarać. A to jest okrutne. Łatwo jest komuś wszystko wywalić, ale trudniej nie zostawić go z tym wszystkim. Nie chodzi wcale o to,żeby za kogoś przeżyć jego życie,żeby na siłę go uszczęśliwiać i czuć się winnym kiedy to się nie udaje. Osoba, która cierpi wcale nie potrzebuje litości, czy gotowych rozwiązań, cudownych rad.Taka osoba potrzebuje obecnosci, wysłuchania, pomocy w nazwaniu tego co przeżywa,doprowadzenia do tego,że będzie stawała sie lepsza wersją siebie. Trzeba zrezygnować z przekonania,że moja wizja czyjegoś życia bedzie lepsza niż jego własna.On może jeszcze jej nie widzi, on może się jeszcze w tym nie odnalazł, ale ważne jest to,żeby usiąść i może wlasnie pomilczeć,spojrzeć z miłością  i poczekać aż ktoś wyduka z siebie pierwsze zdanie. To wymaga bardzo dużej cierpliwości. Intelektualnie łatwiej nam jest to pojąć, trudniejsze jest jednak to, by za tym poszły uczucia, a to one są widoczne na pierwszym froncie naszych relacji.Jest takie powiedzenie,ze ludzie zapomną co do nich mówiłeś ale nigdy nie zapomną jak sie przy Tobie czuli.


Można powiedzieć wiele pieknych slow ale inni bardzo łatwo odczytają czy te słowa są tylko na poziomie poznania intelektualnego,czy faktycznie wynikają z głębokiego doświadczenia tego co sie mowi. Dlatego więc najczęściej bardziej pociągnie nas, ktoś kto nie ma doświadczenia, wiedzy ani kwiecistej mowy ale przeżył to o czym mówi i wyraża to w ogromnej prostocie ogromnej prostocie  niz ktos kto ma niebywałą wiedzę ale jest to tylko pewna teoria. Wielu tych procesów nie jesteśmy po prostu świadomi ale to się dokonuje mimowolnie. Jeśli więc mówisz prawdę,a widzisz ze ktoś reaguje na nią buntem to znaczy,że w tej prawdzie brakuje miłości. Można powiedzieć : ale jak to? To on ma problem, skoro nie chce tego przyjąć i buntuje sie bo w tym jest jakas prawda. Zauważmy jednak,że nie mamy wpływu na to, co ktoś z tą prawda zrobi ale mamy wpływ na nasz sposob jej wypowiadania.To jest właśnie prawdziwa odpowiedzialność. Zawsze zacznijmy od siebie i naszej postawy wobec kogos. 

Zauważmy też,że postawa to nie jest chwilowa emocja. Emocje moga byc różne ale postawa to jest decyzja. Np. Mam negatywne uczucia do kogos( moga byc nawet uzasadnione) ale moja postawą jest to,że nie oceniam tej osoby. Staram się przyjrzeć różnym aspektom i okolicznościom zachowania. Czyn moze byc zły lub dobry, ale nie znamy historii drugiego człowieka,jego stanu świadomości czy pewnych okoliczności, żeby go oceniać. 

Jednym słowem, jak mówi piosenka, wrażliwe słowo i czuły dotyk wystarczą. Oczywiście nie zawsze mozemy miłość okazywać przez czułość, bo ludzie, ktorzy nas otaczają są bardzo różni. Wobec krzywdziciela miłoscią bedzie zdecydowany sprzeciw, nie branie na siebie konsekwencji jego czynów , pozwolenie na to by cierpiał, po to by to cierpienie go zmieniło. Wobec błądzących miłością będzie wytłumaczenie, pouczenie. Wobec ludzi szlachetnych to bedzie ciepło i czułość. Wszystkie te postawy zakładają przyjęcie prawdy o drugim ( akt umysłowy ), z czego wynika to jak bedzie wyglądał akt miłości.

Warto też zauważyć,że często również szufladkujemy innych, tak bardzo przywiązujemy się do prawdy o nich,że zamykamy ich w klatkach naszych wyobrażeń, zapominając, że kazdy dzień to szansa do rozwoju. Potrzebna jest taka swoista niepamięć, która polega na tym,że przy kazdym kolejnym spotkaniu staramy się poznać kogoś na nowo,bo w tym czasie mogła zajść w nim znacząca lub choćby drobna zmiana. Dostrzeżenie tego,może dodać komuś skrzydeł i chęci do dalszego rozwoju. Każdy ma swoje tempo. Nie patrzmy ze swojego punktu widzenia na ten proces ale z punktu widzenia drugiej osoby. Dla jednego wielkim postępem może być to,że poprosił kogoś  o rozmowę a dla innego to nie bedzie osiągniecie tylko normalka. 

Żeby to wszystko wprowadzić w zycie warto najpierw przeprowadzić pewne ćwiczenie. Spróbujmy spojrzeć na siebie jak na osobę nam bliska, która jest obok nas i zastosować to wobec niej. To pomoże nam w jakiś sposob zobaczyc siebie z dystansu, ogarnąć całość, poznac siebie w całej okazałości.Dopiero wtedy gdy odnajdziesz siebie nie bedziesz się bał dać siebie innym. 

Potrzebujemy siebie. W tych naszych relacjach jest zaczatek raju. Dlaczego tak często ganimy innych, a tak rzadko chwalimy. Jest w nas jakby takie przekonanie,że jak powiem komuś za duzo dobrych rzeczy to wpadnie w pychę. Jest w nas taki legalizm: prawo,zasady ponad wszystko. Nie zapominajmy,że w przypadku braku miłośc, to wszystko jest niczym. Zobaczenie dobra w kimś sprawia,że staje się ono rzeczywistością i promieniuje ono dalej. Nie bądźmy tacy zachowawczy w okazywaniu czułości, wsparcia, w zachwycie nad człowiekiem, bo posiada on wielka godność Dziecka Bozego. Walczmy ze złem a nie z człowiekiem. Na miły Bog - kochajmy!!!!!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miłość- posiadanie siebie w dawaniu siebie.

Piękni ludzie nie biorą się znikąd

Mury Jerycha