Grzeczna aż niewidzialna

Patrzcie jaka ona jest poukladana, dobrze się uczy,we wspólnotach się udziela, zawsze kulturalna,nie odmówi pomocy i do tego wciąż jest uśmiechnięta. Jejku a jak ślicznie śpiewa,co za artystka!

Nie,to nie jest fragment biografii,któregoś ze świętych. To opis mnie samej...do niedawna. Sama słodycz,od której w końcu i na szczęście mnie zemdlilo. Bo ileż można zatruwac się tym samym schematem. Dosyć miałam bycia niewidzialna dla innych, a co gorsza dla siebie samej. Tak na prawdę ogromny dramat kryje się za tym ciągłym staraniem. To jest iluzja,w której myślisz sobie: ja im w końcu pokaże,że zasługuje na to by mnie kochali. Niestety mijają kolejne dni,mijają Twoje siły a sytuacja nie zmienia się ani o jotę. Dałeś palec a ktoś chce całą rękę. Rośnie w Tobie złość,poczucie skrzywdzenia. Błędne koło.  Powiedziałam: dość tego!  Nie muszę się starać,sama w sobie jestem kimś ważnym. Nie będę ratować i wybawiac innych jeśli w danej osobie nie będzie choć krzty inicjatywy.Wiem,że może to brzmi okrutnie ale tak na prawdę w ten sposób chronie siebie i innych. Nigdzie nie jest napisane,że pomoc jest obowiązkiem. Pomoc jest czymś co.rodzi się spontanicznie, z wolnej woli. Pomoc jest efektem prośby nie żądania. I mówię to z pokorą,bo przez długi czas sama miałam problem z przyjmowaniem odmowy i odmawianiem. Zwykle,gdy słyszałam nie, ogarnial mnie lęk i smutek,bo poraz kolejny doświadczyłam,że moja potrzeba nie jest zaspokojona. Nie wiedziałam jak zaspokoić je sama.Każde "nie " oznaczało dla mnie ponowne przeżywanie odrzucenia. Sama również bałam się odmówić,żeby czasem kogoś nie skrzywdzić. I tak odbijalam się od bandy do bandy. Byłam przekonana,że jeśli będę grzeczna,miła,taka do rany przyłóż to dostanę upragnioną uwagę i akceptację. No cóż...nic bardziej mylnego. Oczywiście dostawałam pochwały,ale  zaczął opanowywac mnie coraz większy wkurw. Dlatego?  Dlatego,że dawałam z siebie ile fabryka dała ale zorientowalam się,że nie umiem prosić,nie umiem brać a z tą swoją super hiper łagodnościa już dawno przestałam być prawdziwa. To nie znaczy,że tej łagodności w sobie nie mam ale w momencie kiedy odcielam się od swojej złości, nie mogłam doświadczać innych emocji.Zaczęłam się wycofywać aż w pewnym momencie stałam się niewidzialna,bo zawsze na twarzy miałam wymalowany uśmiech nr 5 i stan, " i'm fine ok". Więc inni przyzwyczaili się do tego,że nawet jeśli będę padać na ryj,to i tak zawsze pomogę.No cóż pozwalałam na to. Nie jest łatwo mi to zmieniać ale mam coraz więcej empatii wobec siebie. Tak...pewnie nie raz usłyszę jaka ze mnie egoistka. Zmiana we mnie będzie wzburzala otoczenie i dobrze,bo te osoby,które mnie przyjmą z tym moim rozwojem,to Ci z którymi warto budować relacje. Jedni mogą mnie lubić inni nie. I to jest ok. Bo z tego ma szansę wyłonić się prawda. A ja mam dosyć udawania,bycia tym,kim nie jestem. Są we mnie cienie i blaski, radość,smutek, złość. Pelnia,w której pozwalam sobie na błędy, upadki i ponowne wstanie. Dość bycia ofiara,zawsze winna.Teraz przyszedł czas odpowiedzialności, wyrozumiałości ale i granic. Przez to bycie z ludźmi staje się owocne...Nie oczekuję nic od nikogo,wiem,że mogę poprosić a odmowa to początek rozmowy o ważnych potrzebach. Wolność, która pozwala cieszyć się byciem,po prostu byciem. :-)

Komentarze

  1. Warto pamiętać o tym, że każdy ma swoje granice, a odmowa "pomocy" nie jest niczym złym. Rób swoje, żyj i bądź :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miłość- posiadanie siebie w dawaniu siebie.

Piękni ludzie nie biorą się znikąd

Mury Jerycha